Wartość monety a reformy walutowe
Wartość monety a reformy walutowe
Moneta od XII w. stanowiła podstawowy czynnik życia gospodarczego i od jej jakości zależał dobrobyt kraju. Leżało to zarówno w interesie władcy bijącego monetę, jak i ludności. Zdarzało się, że sam władca był fałszerzem, (patrz. artykuł „Naśladownictwa i fałszerstwa”) tzn. celowo obniżał zawartość kruszcu w znanych monetach i często je wymieniał ciągnąc z tego zyski (np. Mieszko Stary). Często królowie fałszowali monety kraju sąsiedniego działając na niekorzyść jego gospodarki np. król pruski Fryderyk II fałszujący monety polskie. Również król Francji Jan II Dobry kazał potajemnie swym mincerzom w kilku wybranych mennicach jak Paryż, Rouen i Froyes bić grosze o zmniejszonej zawartości srebra. Monety te puszczane były w obieg razem z pełnowartościowymi. Rozpoznawano je po znakach menniczych. Ludność nie znała tych ściśle tajnych poczynań władcy i nadała mu przydomek Dobrego (wówczas znaczyło to tyle co Dzielny). Czasami ludność rozszyfrowywała takie zakulisowe poczynania i skrupulatnie sprawdzała monety. Znane są dwie odmiany francuskich groszy turońskich „z o długim” i „z o okrągłym”, gdyż uważano je za lepsze, chociaż późniejsze badania wykazały równą zawartość kruszcu w obu rodzajach monety.Od dawna zauważono, że jakość monet wpływa na gospodarkę państwa. Kronikarz Falko z Benementu napisał, że przez „okropne monety miedziane folloni cały lud włoski popadł w ubóstwo i nędzę i został uciemiężony”[1]. Ten sam kronikarz stwierdza, że przez rozporządzenia Henryka I, który za fałszowanie monety, obrzynanie, łamanie, piłowanie itp. Dawał surowe kary „wielkie dobro nastało w całym królestwie”[2]. Również czeski kronikarz Kozmaz napisał w ok. 1125 r.: „Na pewno żadna klęska, żadna zaraza ani śmiertelność, ani spustoszenie przez nieprzyjaciół całej ziemi łupiestwem i pożarami więcej by nie zaszkodziły ludowi Bożemu niż częsta zmiana i zdradliwe pogarszanie monety. Jakaż zaraza albo jakaż piekielna czarownica niemiłosierniej ogałaca, gubi i osłabia chrześcijan niż oszustwo władcy w monecie?”[3].
Wielu sławnych ekonomów ówczesnych czasów potwierdzało te obserwacje. Powtórzył ją 4 wieki później Mikołaj Kopernik otwierając rozprawę „O sposobie bicia monety” (Monete cudende ratio) tymi oto słowami: „Choć niezliczone są klęski, wskutek których królestwa, księstwa i Rzeczypospolita upadać zwykły, to jednak (według mego sądu) cztery są najgłówniejsze: niezgoda, śmiertelność, niepłodność ziemi i spodlenie monety”[4] (toteż nic dziwnego, że mądrym władcom zależało na mocnym pieniądzu).
Dalsze spodlanie pieniądza wywołało konieczność reformy walutowej. W historii pieniądza było ich sporo – średniowieczne grosze Wacława II (łac. grossus = gruby) zastępujące spodlone brakteaty, reforma Władysława Grabskiego z 1923 r. czy wreszcie niedawna reforma Leszka Balcerowicza miały ten sam cel: wzmocnienie pieniądza, a tym samym wydźwignięcie kraju emitującego go z kłopotów gospodarczych. Ta ostatnia polegająca na „skreśleniu” 4 zer spowodowała, że 1 złoty nowy = 10.000 złotych starych zmieniając jednocześnie jej stosunek do innych walut jak dolara, czy wkrótce wprowadzonego euro. Te stare złotówki również wprowadzono na rynek w wyniku reformy zaraz po wojnie zastępując 3 złote II Rzeczypospolitej 100 złotymi PRL. Z kolei w 1923 r. w wyniku reformy Grabskiego nowe złotówki zastąpiły marki polskie w relacji 1 złp = 1.800.000 mkp.
W ten sposób moglibyśmy się cofać w czasy bardzo nam odległe. Ale skąd bierze się spodlenie pieniądza? Jaka jest jego przyczyna? Czy srebro zawarte w monetach II Rzeczypospolitej aż tak bardzo straciło na wartości, że wymieniono je w końcu na aluminium? Otóż nie o srebro tu chodzi, a o wartość nominalną, którą najlepiej reprezentują banknoty tracące swe pokrycie w wyniku wydarzeń dziejowych. Banknot obiegowy jest wart dokładnie tyle, ile ma pokrycia (do niedawna w złocie, dziś w produkcji narodowej, czyli towarze i usługach). Im więcej pieniędzy na rynku a mniej towaru, tym pieniądz jest mniej wart i na odwrót. W ten sposób 10 zł srebrne z okresu II Rzeczypospolitej nadal reprezentuje swoją wartość kruszcową, do której należy dodać wartość już historyczną. I tak najpospolitsze egzemplarze tych monet można było nabyć za 10 zł w 1995 r., a w 2002 już za 15 zł (wpływ na to miała inflacja nowych pieniędzy oraz wzrost wartości monet 10-złotowych). Wartość tego pieniądza w przeliczeniu na kruszec wynosi więc mniej więcej tyle samo.
Wydarzenia dziejowe, które powodują nagły spadek wartości pieniądza nie zmieniają się od wieków. Najczęstszą przyczyną spodlenia monety jest wojna i klęski żywiołowe powodujące znaczne straty materialne. To właśnie wojna spowodowała spadek wartości złotego II Rzeczypospolitej. Dzieje się tak dlatego, że pieniądz odzwierciedla wyprodukowane dobra. Jeśli ilość wyprodukowanych dóbr (nie tylko materialnych – w ich zakres wchodzą też usługi) jest mniejsza od ilości pieniądza na rynku, to automatycznie wartość tego pieniądza spada. Mamy tu do czynienia z inflacją (gwałtowny spadek wartości pieniądza nazywamy hiperinflacją: np. 1923 r., 1989 r.). Sytuacje odwrotne (deflacje) prawie wcale nie występują. Czy oznacza to, że pieniądz jest skazany z góry na spodlenie? Niekoniecznie. Jeśli stosunek ilości pieniądza wypuszczanego na rynek będzie odzwierciedlał faktyczny stan wyprodukowanych dóbr w danym okresie, wówczas zostanie zachowana równowaga. Jeśli natomiast ilość wyprodukowanych dóbr nagle zmaleje, jak ma to miejsce w przypadku wojny czy kataklizmów, wówczas pieniądz musi stracić swoją wartość, gdyż praktycznie niemożliwe jest ściągnięcie jego nadmiaru od ludności. Najlepszą lokata kapitału pozostaje więc złoto, w mniejszym stopniu srebro (którego duże ilości zalewają rynek) oraz monety wyprodukowane z tych kruszców. Przy czym należy pamiętać, że unikalność monety zwielokrotnia wartość zawartego w niej kruszcu (np. jedyny znany dziś dukat Władysława Łokietka o wadze zaledwie 3,48 g, jest bezcenny pomimo, że jakość stempla i stan zachowania nie należą do najlepszych).
Wielu sławnych ekonomów ówczesnych czasów potwierdzało te obserwacje. Powtórzył ją 4 wieki później Mikołaj Kopernik otwierając rozprawę „O sposobie bicia monety” (Monete cudende ratio) tymi oto słowami: „Choć niezliczone są klęski, wskutek których królestwa, księstwa i Rzeczypospolita upadać zwykły, to jednak (według mego sądu) cztery są najgłówniejsze: niezgoda, śmiertelność, niepłodność ziemi i spodlenie monety”[4] (toteż nic dziwnego, że mądrym władcom zależało na mocnym pieniądzu).
Dalsze spodlanie pieniądza wywołało konieczność reformy walutowej. W historii pieniądza było ich sporo – średniowieczne grosze Wacława II (łac. grossus = gruby) zastępujące spodlone brakteaty, reforma Władysława Grabskiego z 1923 r. czy wreszcie niedawna reforma Leszka Balcerowicza miały ten sam cel: wzmocnienie pieniądza, a tym samym wydźwignięcie kraju emitującego go z kłopotów gospodarczych. Ta ostatnia polegająca na „skreśleniu” 4 zer spowodowała, że 1 złoty nowy = 10.000 złotych starych zmieniając jednocześnie jej stosunek do innych walut jak dolara, czy wkrótce wprowadzonego euro. Te stare złotówki również wprowadzono na rynek w wyniku reformy zaraz po wojnie zastępując 3 złote II Rzeczypospolitej 100 złotymi PRL. Z kolei w 1923 r. w wyniku reformy Grabskiego nowe złotówki zastąpiły marki polskie w relacji 1 złp = 1.800.000 mkp.
W ten sposób moglibyśmy się cofać w czasy bardzo nam odległe. Ale skąd bierze się spodlenie pieniądza? Jaka jest jego przyczyna? Czy srebro zawarte w monetach II Rzeczypospolitej aż tak bardzo straciło na wartości, że wymieniono je w końcu na aluminium? Otóż nie o srebro tu chodzi, a o wartość nominalną, którą najlepiej reprezentują banknoty tracące swe pokrycie w wyniku wydarzeń dziejowych. Banknot obiegowy jest wart dokładnie tyle, ile ma pokrycia (do niedawna w złocie, dziś w produkcji narodowej, czyli towarze i usługach). Im więcej pieniędzy na rynku a mniej towaru, tym pieniądz jest mniej wart i na odwrót. W ten sposób 10 zł srebrne z okresu II Rzeczypospolitej nadal reprezentuje swoją wartość kruszcową, do której należy dodać wartość już historyczną. I tak najpospolitsze egzemplarze tych monet można było nabyć za 10 zł w 1995 r., a w 2002 już za 15 zł (wpływ na to miała inflacja nowych pieniędzy oraz wzrost wartości monet 10-złotowych). Wartość tego pieniądza w przeliczeniu na kruszec wynosi więc mniej więcej tyle samo.
Wydarzenia dziejowe, które powodują nagły spadek wartości pieniądza nie zmieniają się od wieków. Najczęstszą przyczyną spodlenia monety jest wojna i klęski żywiołowe powodujące znaczne straty materialne. To właśnie wojna spowodowała spadek wartości złotego II Rzeczypospolitej. Dzieje się tak dlatego, że pieniądz odzwierciedla wyprodukowane dobra. Jeśli ilość wyprodukowanych dóbr (nie tylko materialnych – w ich zakres wchodzą też usługi) jest mniejsza od ilości pieniądza na rynku, to automatycznie wartość tego pieniądza spada. Mamy tu do czynienia z inflacją (gwałtowny spadek wartości pieniądza nazywamy hiperinflacją: np. 1923 r., 1989 r.). Sytuacje odwrotne (deflacje) prawie wcale nie występują. Czy oznacza to, że pieniądz jest skazany z góry na spodlenie? Niekoniecznie. Jeśli stosunek ilości pieniądza wypuszczanego na rynek będzie odzwierciedlał faktyczny stan wyprodukowanych dóbr w danym okresie, wówczas zostanie zachowana równowaga. Jeśli natomiast ilość wyprodukowanych dóbr nagle zmaleje, jak ma to miejsce w przypadku wojny czy kataklizmów, wówczas pieniądz musi stracić swoją wartość, gdyż praktycznie niemożliwe jest ściągnięcie jego nadmiaru od ludności. Najlepszą lokata kapitału pozostaje więc złoto, w mniejszym stopniu srebro (którego duże ilości zalewają rynek) oraz monety wyprodukowane z tych kruszców. Przy czym należy pamiętać, że unikalność monety zwielokrotnia wartość zawartego w niej kruszcu (np. jedyny znany dziś dukat Władysława Łokietka o wadze zaledwie 3,48 g, jest bezcenny pomimo, że jakość stempla i stan zachowania nie należą do najlepszych).
[1] W. Jesze, Quellenbuch zur Műnz und Geldeschichte des Mittelalters, Halle 1924 (wznow. Aalen 1986), s. 64 nr 166.
[2] Tamże, s. 67, nr 174.[3] Kozmaza Kronika Czechów przetł. Wojciechowska M., Warszawa 1968, s. 165 (ks. I, rozdz. 33).
[4] Dmochowski J. (oprac.), Mikołaja Kopernika rozprawy o monecie i inne pisma ekonomiczne, Warszawa 1924, s. 3 i 55. Także: Sommerfeld E., Die Geldehre des Nicolaus Copernikus, Berlin 1978, s. 48.Autor: Jacek W. Kamiński - [email protected]