Boratynka na rynku numizmatycznym
Drodzy czytelnicy prezentujemy Wam kolejny efekt pracy Pana Zdzisława Szuplewskiego, emerytowanego nauczyciela historii i kolekcjonera boratynek, który od dwóch lat współpracuje z naszym portalem. Tym razem tematem jest handel boratynkami i kontrowersjach na temat oceny stanu zachowania tych monet. Niestety nie obyło się bez cierpkich słów w stosunku do niektórych domów aukcyjnych. Autor nie pokazuję palcem, których konkretnie, bo nie chodzi to aby komuś zrobić złą reklamę, ale o wskazanie tego problemu. Opinie zawarte w tym artykule prezentują subiektywną opinię Autora.
W imieniu autora zapraszamy do nowego artykułu - Zespół IKM
Boratynka na rynku numizmatycznym
Kilka słów o boratynkach.
Boratynka, to popularna nazwa miedzianych szelągów emitowanych w latach 1659-1666 na ziemiach polskich. Nazwa pochodzi od nazwiska pomysłodawcy bicia tych monet Tytusa Liwiusza Boratiniego. Był to pieniądz podwartościowy wprowadzony po przymusowym kursie 3 miedziane szelągi na jeden grosz srebrny. Zgodnie z ordynacją menniczą waga miedzianego szeląga powinna wynosić około 1,3 grama miedzi. Boratynki dla Korony emitowano w mennicy krakowskiej i ujazdowskiej, a dla Litwy w mennicach w Ujazdowie, Oliwie, Wilnie, Kownie, Brześciu i Malborku. W dwóch emisjach w latach 1659-61 i 1663-66 wybito zgodnie ze sprawozdaniami menniczymi blisko 1 miliard 570 milionów sztuk monet. Do tej ilości należy dodać monety wybite z oryginalnych stempli w oficjalnych mennicach, ale poza rachunkami. Szacuje się wielkość tej nielegalnej emisji na ponad 100 milionów sztuk. Boratynki były monetami powszechnie fałszowanymi. Wedle szacunków udział falsyfikatów wynosił 10-12% wielkości emisji oficjalnej. Emisja boratynek była największą emisją monet w czasach Polski królewskiej. Boratynki bito ręcznie. Na stempel dolny nakładano miedziany krążek, w który uderzano młotem ze stemplem górnym. Stąd znakomita większość boratynek ma jakieś wady bicia, ale z powodu iluzorycznej kontroli w mennicach zostały dopuszczone do obiegu.
Od swojego powstania boratynki nie cieszyły się dobrą opinią. Nazywano je złymi szelągami, podłym pieniądzem, obwiniano je za kryzys gospodarczy i pogłębiającą się biedę większości społeczeństwa. O ile jeszcze do 1661 roku udawało się utrzymać kurs urzędowy boratynek 3 miedziane szelągi za 1 grosz srebrny, to zalanie państwa miedzianymi szelągami drugiej emisji spowodowało postępujący spadek ich wartości nawet do 6 miedzianych szelągów za 1 grosz srebrny. Pojawiły się podwójne ceny w szelągach miedzianych i walucie srebrnej, żądano dopłaty/ agio/ przy transakcjach w szelągach miedzianych sięgającej nawet do 100%. W praktyce powstały dwa systemy pieniężne: w pieniądzu miedzianym i kruszcowym. Posiadacze nawet sporej ilości szelągów miedzianych mieli poważne trudności z ich wymianą na monetę srebrną. Można powiedzieć, że boratynki stały się pieniądzem niższych warstw społecznych takich jak chłopi, drobni rzemieślnicy, sklepikarze, karczmarze, żołnierze czy zubożała szlachta.
Boratynki funkcjonowały w Polsce ponad 100 lat. W styczniu 1776 roku poinformowano o wymianie tych monet na nowe w stosunku 4 boratynki za 1 grosz miedziany do 1 września 1776 roku. Po tej dacie utraciły ważność.
Boratynka jako przedmiot kolekcjonerski.
Boratynki jako pieniądz ludzi biednych nie cieszyły się uznaniem kolekcjonerów w XVII i XVIII wieku. Najstarsza informacja o zainteresowaniu boratynkami, do jakiej dotarłem, pochodzi dopiero z 1911 roku. Uznawano je za bezwartościowe, powszechnie dostępne i źle zachowane. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z rozwojem ruchu poszukiwaczy skarbów, a takim wydarzeniem przełomowym stała się publikacja Cezarego Wolskiego „Miedziane szelągi Jana Kazimierza Wazy z lat 1659-1667”. Pasjonaci z wykrywaczami metali mają wielki wkład w rozwój polskiej numizmatyki szczególnie w zakresie poznania monet zdawkowych Polski królewskiej. To dzięki nim w obiegu publicznym pojawiło się wiele monet, o których istnieniu numizmatycy nie mieli pojęcia. Na gruncie tych odkryć w ostatnich latach powstało przynajmniej kilkanaście niezwykle wartościowych katalogów numizmatycznych. Dariusz Marzęta napisał o tym na swoim blogu w tekście pt. „Kilka refleksji o współczesnej numizmatyce”. Niestety przy aplauzie archeologów poszukiwanie skarbów przez pasjonatów z wykrywaczami metali zostało zdelegalizowane i jest obecnie zagrożone karą do 8 lat więzienia. Zamiast wykorzystać zapał pasjonatów dla dobra szeroko pojętej historii doprowadzono do tego, że zeszli do podziemia i o swoich znaleziskach nie informują ze szkodą dla archeologii i numizmatyki. Takie działania miały oczywiście również wpływ na obecność boratynek w przestrzeni publicznej, pomimo że od lat kwestionuje się uznawanie boratynek za zabytki archeologiczne. Wielu kolekcjonerów w obawie o los swoich zbiorów przestało pokazywać je publicznie i nie chwali się nowymi zakupami. Milkną fora internetowe, brakuje informacji o nowych odkryciach. Niestety po okresie niebywałego rozkwitu obserwuję od dwóch lat zastój w numizmatyce.
Wzrost zainteresowania boratynkami jako numizmatami obserwowany w ostatnich latach w powiązaniu z niewielką dostępnością spowodował duży wzrost cen tych monet. Kolekcjonerzy zwracają dużą uwagę w kontekście obecnej sytuacji prawnej na legalność pochodzenia monet, a więc posiadanie paragonów, faktur i innych dokumentów potwierdzających ich zakup. Stąd pojawienie się boratynek w ofercie sklepów numizmatycznych i domów aukcyjnych po odpowiednio wyższych cenach. Jeszcze kilka lat temu ciekawą boratynkę w przyzwoitym stanie zachowania można było kupić za kilkanaście złotych. W roku ubiegłym na znanym portalu internetowym padł rekord cenowy, za boratynkę zapłacono 1285 złotych. Jak słuch niesie na rynku nieoficjalnym „z ręki do ręki” rzadkie i piękne egzemplarze osiągają jeszcze wyższe ceny.
Boratynki w handlu.
Praktycznie wszystkie boratynki obecne w przestrzeni publicznej pochodzą wprost z ziemi lub ze skarbów zakopanych w ziemi. Boratynki zbieram od lat i nigdy nie spotkałem egzemplarza, którego stan zachowania odpowiadałby definicji stanu pierwszego. W katalogu Cezarego Wolskiego zaprezentowano około 1000 monet, z których 1 /słownie jedną/ moim zdaniem można uznać za zachowaną w stanie menniczym. Boratynki wykonane są z miedzi, która jest metalem bardzo łatwo reagującym w środowisku z różnymi związkami chemicznymi takimi jak siarczki, chlorki czy tlenki. W wyniku tych reakcji z biegiem lat wygląd monet miedzianych ulega zmianie. W niekorzystnym środowisku na monetach pojawia się korozja lub „zła patyna” nazywana grynszpanem, która niszczy powierzchnię monety. W sprzyjających okolicznościach na monetach pojawia się patyna szlachetna w różnych odcieniach zieleni, brązu, a nawet złocista. Patyna szlachetna, to wspaniała szata, w którą natura przez setki lat monetę ubiera. Patyna decyduje o prezencji monety, potwierdza jej oryginalność i brak ingerencji w treść monety. Niestety rozkwitająca mania „czyszczenia” monet powoduje, że monety w pięknych patynach są już obecnie bardzo rzadkie. Usuwanie takiej patyny jest zwykłą głupotą. Trzeba pamiętać, że monety w naturalnej patynie są droższe i rzadsze od monet tej samej odmiany, ale czyszczonych. Jeszcze kilka słów o czyszczeniu monet, a w szczególności monet miedzianych. Odwołam się do Pana Jerzego Chałupskiego, który na swoim blogu „Zbierajmy monety” we wpisie „Czyścić czy nie czyścić?” napisał: „Czyszczenie nigdy nie poprawia stanu zachowania monety, przeciwnie, często ten stan pogarsza!”. Monety miedziane są bardzo trudne do czyszczenia i najlepiej zostawić to specjalistom. Nieumiejętne stosowanie chemii monetę miedzianą zabija podobnie jak elektroliza tak jak na poniższym przykładzie:
Proszę powyższą monetę porównać z tą poniżej.
Ta piękna czekoladowa patyna powstawała na monecie przez 360 lat. To jest skarb, wartość dodana tej monety.
Obserwuję rynek numizmatyczny od lat, ale to co domy aukcyjne wyprawiają od jakiegoś czasu budzi we mnie niesmak i zażenowanie. O indywidualnych sprzedawcach wypisujących niemądre teksty na temat oferowanych przez siebie monet nie warto pisać, ale od domów aukcyjnych zatrudniających specjalistów, jak mniemam, można oczekiwać więcej. Odnoszę wrażenie, że nie radzą sobie z poprawną identyfikacją boratynek, a szczególnie z oceną stanu zachowania tych monet.
W opisach aukcji czytam czasami o blasku, błysku czy połysku menniczym na boratynce. Trzeba naprawdę dużo wyobraźni, aby na monecie miedzianej, która ponad 100 lat była w obiegu, kolejne 260 lat leżała w ziemi, pokrytej grubą patyną zobaczyć połysk menniczy. To przecież nie jest moneta wykonana z dobrego srebra. Ten blask to wynik prześwietlonego zdjęcia lub błysk flesza. Nikt poważny nie opisuje w taki sposób najstarszych polskich monet miedzianych typu puło czy szeląg szeroki. Środowisko numizmatyków pogodziło się z faktem, że te monety nie występują w menniczych czy okołomenniczych stanach zachowania, a przecież boratynki są tylko o kilkanaście lat młodsze od szelągów szerokich i o wiele dłużej były w obiegu.
Sprzedawca, który określa stan zachowania monety miedzianej z obiegu, wyczyszczonej do gołego metalu, ze śladami korozji i grynszpanu na stan I, II lub III jest niepoważny. Nie rozumiem po co te kombinacje, bo każdy kolekcjoner wie lub powinien wiedzieć, a NGC to potwierdza w wyjaśnieniach, że autentyczne monety z problemami z powierzchnią mogą nadal mieć znaczną wartość numizmatyczną, szczególnie gdy moneta jest wysoce pożądana lub ilość zachowanych egzemplarzy jest niewielka. Czy takich monet nie można mieć w kolekcji? Oczywiście, że można. Sam mam takie w zbiorze. Często włączamy do kolekcji monety rzadkie bez względu na stan zachowania ciesząc się ze zdobycia rzadkiej odmiany. Z dumą umieścimy w zbiorze monetę w słabym stanie, ale o znakomitej proweniencji.
Często otrzymuję prośby o identyfikację monet i ocenę stanu zachowania. Kolekcjonerzy wychowani na ocenach firm numizmatycznych zazwyczaj są rozczarowani i twierdzą. że jestem zbyt surowy w ocenach. Byli przekonani posiadają monety w stanach II i III, a dowiadują się, że mają monety skorodowane, agresywnie wyczyszczone lub sztucznie patynowane. Dlatego dobrze radzę, aby kupować monetę, a nie jej bajeczny opis. Jak komuś zależy na konkretnej odmianie, to monetę kupi bez względu na to co sprzedawca napisał, ale jak ktoś chce mieć ładną monetę, to niech nie kupuje opisu, a monetę. Warto dokładnie zdjęcia obejrzeć, zapytać na jakimś forum numizmatycznym przed zakupem, aby nie było potem rozczarowań.
Stany zachowania boratynek.
Skoro tyle narzekam na oceny stanu zachowania boratynek proponowane przez sprzedawców, to może warto wrócić do źródeł i przypomnieć skalę stanów zachowania monet zaproponowaną przez Edmunda Kopickiego zmarłego w 2017 roku wybitnego polskiego numizmatyka w "Katalogu podstawowych typów monet i banknotów Polski oraz ziem historycznie z Polską związanych" Warszawa 1989, Tom IX, część 4 - "Kryteria i elementy klasyfikacji": Pojawiają się,co prawda opinie, że skali Kopickiego nie można stosować do monet starszych niż XVIII wieczne z różnymi bardziej lub mniej bzdurnymi uzasadnieniami. Na ten temat już dawno wypowiedział się Jerzy Chałupski na swoim blogu Zbierajmy Monety we wpisie pt. „Stany zachowania monet” z 13 marca 2011 roku. Napisał, że skala 7-stopniowa jest skalą uniwersalną, a dla monet starszych bitych ręcznie wystarczy dodać jeden parametr – jakość bicia. Oryginalne sformułowania skali Kopickiego ilustruję oczywiście boratynkami.
Edmund Kopicki opracował skalę zachowania monet 31 lat temu. Do dzisiaj obowiązuje, ale jakoś „zagubiło” się ważne kryterium zaznaczone na czerwono. Wedle tej skali moneta czyszczona nie powinna być oceniona w stanie I. Ale przecież monety powszechnie się czyści-eufemistycznie nazywając to myciem, aby znaleźć ten połysk menniczy i sprzedać monetę obiegową jako stan menniczy za większe pieniądze. Pisząc językiem prostym i zrozumiałym moneta w stanie menniczym, to moneta którą zaraz po wybiciu schowano do szuflady gdzie przeleżała kilkaset lat. Takie monety są ekstremalnie rzadkie. Skąd więc na rynku tak dużo monet „menniczych”? Jeden z kolegów na forum TPZN zadał w sumie retoryczne pytanie „Czy ktoś wierzy, że moneta przed 20 wiekiem została zaraz po wybiciu schowana na parę setek lat?? że nie była w obiegu?? Może jakieś monety medalowe, ale zwykłe grosze, trojaki czy orty?”. Trzeba szczerze powiedzieć, że w przestrzeni publicznej nie ma boratynek w stanie menniczym w przeciwieństwie do miedzianych monet zdawkowych Augusta III i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Czas robi swoje. Miedź, to nie srebro, które jako metal szlachetny potrafi długo opierać się warunkom środowiskowym. Boratynka w stanie menniczym jak na zdjęciu jest absolutnym unikatem. Wedle mojej wiedzy miedziany szeląg Jana Kazimierza w stanie menniczym i w zależności od odmiany, gdyby pojawił się na rynku byłby obecnie warty od 5 do 10 tysięcy złotych. Kolekcjonerzy nie dajcie się nabierać na „mennicze” monety.
Boratynki spełniające kryteria dla stanu II są bardzo rzadkie, to rarytasy numizmatyczne. Częściej można spotkać monety z detalami stanu II, ale agresywnie czyszczone lub ze śladami korozji, albo uszkodzone mechanicznie. Takie monety nie powinny być oceniane w skali numerycznej wprost, ale z odpowiednim wyjaśnieniem, np. moneta czyszczona z detalami stanu II, albo korozja na powierzchni monety, ale detale w stanie II itp. Niżej prezentacja kolejnych stanów zachowania ilustrowanych boratynkami. Proszę zwrócić uwagę jak istotną rolę dla E. Kopickiego w przypisaniu monet do konkretnych stanów zachowania miała naturalna patyna i brak śladów czyszczenia.
Tutaj mała uwaga, że poszukiwanie połysku stempla na monetach miedzianych bitych 360 lat temu jest co najmniej problematyczne.
Wedle moich szacunków 90% boratynek w przestrzeni publicznej wypełnia kryteria stanu IV i niższych.
E. Kopicki wymienia jeszcze dwa stany zachowania,
ale moim zdaniem nie ma sensu włączania do kolekcji takich słabych monet.
Podsumowanie
Uważam boratynki za najpiękniejsze monety zdawkowe Polski królewskiej. Niestety od powstania były podłym pieniądzem. Z racji ogromnej emisji, długiego obiegu, a co za tym idzie zużyciu nie zdobyły serca kolekcjonerów. Usiłuję przywrócić boratynkom należne im miejsce w polskiej numizmatyce. Jestem ortodoksyjny w ocenie stanów zachowania tych monet, bo przecież stan zachowania opisuje nam w jakim stopniu moneta zmieniła swój wygląd od momentu opuszczenia mennicy. Jeśli ktoś boratynkę w podłym stanie nazywa menniczą, to fałszuje historię. Przecież mennica nie biła zniszczonych, skorodowanych monet. Nieznani z nazwiska mistrzowie na małych krążkach tworzyli prawdziwe dzieła sztuki. Zachwyt budzą wspaniale portrety królewskie, wizerunki orłów i pogoni litewskich o zdumiewająco precyzyjnie wykonanych detalach. Z portretów królewskich żadnego innego władcy nie da stworzyć takiej oto historii:
1/ Młody królewicz, bywalec dworów europejskich;
2 /Dumny pogromca Szwedów z 1660 roku, władca wielkiego europejskiego państwa;
3/ Zniechęcony klęskami i śmiercią żony, szukający zapomnienia w hulankach i swawolach;
4/ Zgorzkniały, osamotniony starzec na łożu śmierci.
Na boratynkach można znaleźć taki smaczek:
Proszę zwrócić uwagę na dolną wargę króla. Twórca tego portretu pięknie pokazał wadę genetyczną zwaną „habsburską wargą”, która pojawiła się w rodzinie Habsburgów na skutek małżeństw wsobnych i polegała na tym, że dolna warga przerasta w rozmiarze górną, a żuchwa była często nazbyt rozwinięta. Matka Jana Kazimierza Konstancja pochodziła z rodu Habsburgów. Portrety malowane w epoce to potwierdzają.
Można zachwycać się takimi detalami:
Kolekcjonerom życzę odnajdowania na dobrze zachowanych boratynkach takich smaczków. Spieszmy się ze zbieraniem tych monet, bo zanieczyszczone środowisko i intensywne rolnictwo zabija boratynki.
Sprzedawców, a głównie domy aukcyjne proszę o więcej rzetelność, bo prestiż i zaufanie buduje się latami, a bardzo szybko się je traci.
Zdzisław Szuplewski
Zielona Góra, maj 2020 r.