Fotografowanie monet
Tak więc ten artykuł jest przeznaczony dla zwykłych zjadaczy chleba, dla tych którzy wolą zajmować się numizmatyką a nie fotografowaniem monet. I nie mają zamiaru nadmiernie inwestować w profesjonalne aparaty fotograficzne. Oczywiście cyfrowe, bo wraz z pojawieniem się a potem szerokim rozprzestrzenieniem ery cyfrowej fotografii dla nas - najzwyklejszych amatorów - pojawiła się szansa i należy z niej skorzystać.
Fotografowanie monet - poradnik dla niefachowców
© Dmitry BRACUN (a)
Aby nie było wątpliwości wyznaję na samym początku, że na fotografowaniu monet kompletnie się nie znam. I właśnie z tego nieprofesjonalnego punktu widzenia chciałbym podzielić się z Wami moim doświadczeniem z ich fotografowania. Wiem doskonale, że w tej dziedzinie nigdy nie osiągnę szczytów i nie mam żadnych zamiarów tam się wdzierać.
Tak więc ten artykuł jest przeznaczony dla zwykłych zjadaczy chleba, dla tych którzy wolą zajmować się numizmatyką a nie fotografowaniem monet. I nie mają zamiaru nadmiernie inwestować w profesjonalne aparaty fotograficzne. Oczywiście cyfrowe, bo wraz z pojawieniem się a potem szerokim rozprzestrzenieniem ery cyfrowej fotografii dla nas - najzwyklejszych amatorów - pojawiła się szansa i należy z niej skorzystać.
Na początku nasuwa się pytanie jaki dla tych potrzeb kupić aparat?
Spośród mnóstwa parametrów i innych szczegółów technicznych jakimi jesteśmy zarzucani w sklepach z takimi aparatami jeden narzuca się szczególnie uparcie - megapiksele czyli czułość matrycy. Nie wiedzieć czemu wydaje się nam, że im będzie ich więcej tym jakość zdjęć będzie wyższa. Może to i prawda, ale dla naszych celów nie ma to tak wielkiego - jak się na pierwszy rzut oka wydaje - znaczenia.
W moim, niefachowym, rozumieniu ta jakaś enigmatyczna i ponoć bardzo ważna matryca to nic innego jak światłoczuła płytka umieszczona wewnątrz aparatu, podzielona na mnóstwo maleńkich kwadracików (pikseli) i w momencie zrobienia zdjęcia każdy taki kwadracik "malowany" jest innym kolorem. A całość tych różnokolorowych kwadracików tworzy obraz czyli nasze kolorowe zdjęcie. Zaś niedoskonałość ludzkiego oka powoduje, że widzimy zdjęcie z płynnie zmieniającymi się kolorami a nie widzimy oddzielnych kwadracików które się na nie składają. Ale oczywiście im ich jest więcej na matrycy (im większa rozdzielczość obrazu) to są one mniejsze i aby je zobaczyć zdjęcie (jego odbitka) wymaga większego powiększenia. I na odwrót: jeśli matryca ma mało tych pikseli (czyli im rozdzielczość obrazu jest mniejsza) to przy mniejszym powiększeniu stają się one widoczne gołym okiem i zdjęcie "się rozmywa".
Ja sam posługuję się aparatem Canon IXUS IIs o matrycy 3,2 Mp (czyli 3 200 000 pikseli). Kosztował ok. 350 US$. Te 3,2 Mp to matryca (prostokąt) mający 2048 * 1536 = 3145728 pikseli.
Czy to dużo czy mało? To wystarczająco na zdjęcie rozmiaru kartki A4 - piksele będą tu zupełnie niewidoczne. Tak więc jeśli nie planujecie wykonywać wielkich kolorowych plakatów ściennych to aparaty z matrycą ponad 3 Mp nie są Wam absolutnie do niczego potrzebne. Dlatego nawołuję:
LUDZIE - NIE MA SENSU PŁACIĆ MASĘ FORSY ZA NIEPOTRZEBNE NIKOMU, NADMIERNE MEGAPIKSELE.
Ale, oczywiście, pewne sprawy wymagają tu dodatkowych wyjaśnień:
Istotnym parametrem aparatu jest też zasięg ustawiania ostrości a szczególnie jego dolna granica w trybie makro. Co to oznacza? Otóż popularne i tanie cyfrowe aparaty fotograficzne są wyposażone w system samoczynnego ustawiania ostrości zdjęcia. Ale to działa tylko w granicach odległości obiektu od aparatu podanych w specyfikacji i nie ma możliwości ręcznie tego skorygować.
Mój aparat ma w trybie makro dolny zasięg ustawiania ostrości 10 cm. Doskonale pamiętam jak kupując go biłem się z myślami czy to wystarczy, czy może lepiej kupić z tej serii Canon IXUS 500 (550 US$) z matrycą 5 Mp i dolnym zasięgiem ostrości w makro: 5 cm. Rozsądek (a może brutalne realia finansowe?) jednak zwyciężył i teraz jestem mu za to głęboko wdzięczny.
A dlaczego Canon? To bardzo proste: pogadawszy z profesjonalistami i po przejrzeniu list dyskusyjnych w internecie doszedłem do wniosku, że spośród wielu firm oferujących aparaty cyfrowe, takich jak HP, Panasonic, Samsung, Sony itd. większość ma wspaniałe doświadczenia w technice cyfrowej ale nie ma doświadczenia w fotografii. A Canon ma ponad 50-letnie doświadczenie w produkcji sprzętu fotograficznego najwyższej jakości, w tym produkuje najlepsze jakościowo matryce światłoczułe. Ale oczywiście wszystkie te firmy rozwijają swą technikę i stopniowo poziom ich produkcji ulega wyrównywaniu. Dlatego zbyt długie rozmyślania nad wyborem marki aparatu nie mają sensu. Jeśli wybierzecie Kodak lub Canon będziecie mieli nieco lepszą matrycę a jeśli będzie to HP, Sony, Panasonic lub Samsung to będzie nieco lepsza elektronika.
Pamiętam też jak - po kupnie mojego aparatu powróciłem do domu i z drżącymi z niecierpliwości dłońmi zrobiłem pierwsze zdjęcie monety. Położyłem ją na parapecie okna, ustawiłem aparat na tryb makro, zbliżyłem obiektyw do monety na mniej więcej 10 cm (bliżej nie wolno) i bez żądnego statywu, z ręki, nacisnąłem na spust.. Męczyła mnie myśl czy te 10 cm to nie jest zbyt mało, czy wystarczy głębi ostrości. To było to właśnie zdjęcie które właśnie odgrzebałem z archiwum:
Jest ono oryginalne, takie jakie wtedy zrobiłem, bez żadnej dalszej obróbki z wyjątkiem przycięcia marginesów. Zdjęcie było rozmiarów 450 * 400 pikseli (specjalnie zrobiłem ramkę tej wielkości). Należy tu wspomnieć, że oczywiście wyjściowo wszystkie zdjęcia są rozmiaru 2048 * 1536 pikseli. Ale po ich przycięciu, po usunięciu zbędnych marginesów, uzyskiwało się właśnie te 450 * 400 pikseli.
Muszę przyznać, że po zrobieniu zdjęcia tego denara byłem rozczarowany. Zdjęcie w sumie niezłe, widoczne wszystkie szczegóły i napis otokowy. Ale bardziej zbliżyć aparat do monety nie można było, nie wystarczało głębi ostrości. Myślałem nawet o wymianie aparatu na ten droższy. Ale do tego nie doszło. Zdjęcia rodzinne wychodziły wspaniałe a przecież nie samymi monetami człowiek żyje.
Teraz, z perspektywy pewnego już doświadczenia, wspominam te emocjonalne zawirowania z pobłażliwym uśmiechem.
Po tym przydługim nieco wstępie czas teraz na bardziej szczegółowy opis jak dzięki pewnym wypracowanym doświadczalnie sposobom i sposobikom, przy użyciu całkiem nieprofesjonalnej cyfrówki z matrycą 3.2 Mp robić zupełnie profesjonalne zdjęcia monet.
Tak więc będziemy tu potrzebować (patrz zdjęcie niżej) sztywną tulejkę z tworzywa sztucznego o średnicy mniejszej niż średnica monety oraz małej lupki o powiększeniu ok. 5 lub 10 razy. Do kompletu dołożyłem też mego denara młodego Marka Aureliusza z 145 roku na którym będziemy teraz prowadzili nasze eksperymenty fotograficzne.
Na początku oświetlenie: Moje głębokie przekonanie jest takie, że nie wynaleziono dotąd niczego lepszego niż naturalne, miękkie światło. Żadnych lamp elektrycznych czy lamp z rzekomo dzienną barwą światła.. Należy unikać bezpośredniego oświetlenia słonecznego, unikać też pośredniego, gdy słońce jest za obłokami, bo jednak daje ono cień. Trzeba cierpliwie poczekać na całkowite zachmurzenie nieba . Ideałem byłoby uzyskać równomierne oświetlenie monety ze wszystkich stron, co w warunkach domowych nie jest łatwe ponieważ źródłem naszego oświetlenia jest okno. Latem najlepiej fotografować na balkonie przy pochmurnym niebie, zimą z konieczności na parapecie okna. W tym przypadku pomocne (choć niekonieczne) byłoby doświetlenie monety lustrem od strony pokoju.
A teraz o roli tej sztywnej tulejki: Te aparaty są wyposażone z reguły w system automatycznego ustawiania ostrości, tzw. auto-focus. Bo po co użytkownik ma przy tym myśleć? I tak ma przy nastawianiu ostrości do wyboru kilka opcji: np. na punkt w środku ekranu, na biały prostokąt i na cały ekran. Tak więc ustawiamy auto-focus na punkt na środku ekranu i naciskamy spust aparatu do połowy - system automatycznie ustawia ostrość na obiekt najlepiej widoczny i umieszczony na środku ekranu. Dopiero dalsze dociśnięcie spustu powoduje zrobienie zdjęcia.
Gdyby moneta spoczywała bezpośrednio na równym podłożu to system będzie chaotycznie wybierał do "wyostrzenia" nie tylko samą monetę ale też wszelkie nierówności i chropowatości powierzchni na której ona leży. Bo z jego punktu widzenia moneta i powierzchnia na której ona leży znajdują się w tym samym przedziale głębi ostrości i sam system nie może ich rozdzielić. Musimy mu więc pomóc. Stawiamy więc tulejkę na podłożu a monetę kładziemy na niej, możliwie na środku. Teraz system już wie, że w tym kadrze ostrość musi być ustawiona na monetę a nie na jej podłoże. A jako bonusik otrzymamy jednorodne, lekko rozmyte tło zdjęcia - wspaniałe obramowanie naszej monetki.
Oczywiście (przypominamy) średnica tulejki powinna być mniejsza niż średnica monety, inaczej tulejka bezczelnie wlezie nam w kadr a to nie jest nam do niczego potrzebne.
Przed robieniem zdjęć należy przygotować aparat: włączyć tryb makro, nastawić rozdzielczość zdjęć i jakość obrazu na najwyższe, ustawić balans bieli oraz wyłączyć lampę błyskową.
A więc kładziemy monetę na podstawkę, nastawiamy aparat możliwie pionowo od góry tak, aby podstawka nie właziła w kadr. Odległość od monety do dolnej części obiektywu powinna być 10 cm lub nieco więcej. Można się tu obyć bez linijki: jeśli odległość monety od obiektywu będzie zbyt mała to przy wciśnięciu przycisku migawki do połowy auto-focus nie zadziała i aparat zasygnalizuje nam piskiem niemożność automatycznego ustawienia ostrości. A więc oddalmy obiektyw aparatu od monety i próbujmy jeszcze raz, aż do skutku. Jeśli wszystko jest OK to należy wstrzymać oddech i nacisnąć przycisk spustu do końca.
Nasuwa się pytanie czy potrzebny jest tutaj statyw. Bo ręce to zawodny instrument i zwykle w takich sytuacjach drżą, szczególnie w poniedziałek rano ... Teoretycznie statyw by się przydał, szczególnie taki z ruchomą głowicą pozwalającą na opuszczenie obiektywu pionowo w dół. I wężyk spustowy też. Ale skoro w tych aparatach nie da się podłączyć wężyka to ustalmy, że sam statyw bez wężyka nic nam nie da i nie ma sensu go kupować (dopisek tłumacza: moim zdaniem jednak warto a spust migawki robić wtedy przy użyciu samowyzwalacza). Kontynuujemy więc naszą politykę taniego robienia zdjęć monet rezygnując ze zbędnych wydatków, szczególnie, że wyniki będą nas w pełni zadowalać. Aparat w momencie spuszczania migawki powinniśmy mocno trzymać w obu dłoniach a łokcie oprzeć na twardym podłożu. No i wstrzymać oddech w momencie spustu. I być absolutnie trzeźwym. Po minimalnym treningu szybko złapiemy właściwą technikę robienia zdjęć.
Mamy więc zdjęcie denara Marka Aureliusza, takie np. jak to:
Zdjęcie ma rozmiar 2048 * 1536 = 3,146 Mpa ale jego większość to niepotrzebne nam tło. Odcinamy je w dowolnym programie do obróbki zdjęć. Ja np. używam Microsoft Photo Editor który jest dawany wraz z Windowsem i jest dostępny praktycznie na wszystkich komputerach. Na zdjęciu oznaczamy część która jest nam potrzebna i klikamy na komendę CROP. To wszystko. Oto nasz Marek Aureliusz jest wreszcie "na talerzu".
Rozmiar otrzymanego zdjęcia: 490 * 450 (zrobiłem okno o tych właśnie wymiarach aby zdjęcie miało swój standardowy rozmiar). To nie jest dużo ale wystarczająco aby wszystkie niezbędne szczegóły były widoczne.
Przechodzimy teraz do następnego etapu - ustawienia jasności i kontrastu zdjęcia. Można to zrobić w tym samym Photo Editor. Pojeźdźijcie kilka minut myszą po suwakach i obserwujcie efekt (patrz zrzut z ekranu niżej):
(Dopisek tłumacza: Można to też zrobić w Wordzie: wstawiamy zdjęcie do Worda, klikamy na nie lewym przyciskiem myszy a następnie prawym uruchamiając menu, gdzie w "Formatuj rysunek" mamy przycinanie zbędnych marginesów oraz regulację jasności i kontrastu. Po ustawieniu odp. wyglądu zdjęcia ponownie kopiujemy je do programu graficznego i zapisujemy).
Można w tym celu użyć innych, bardziej rozbudowanych programów do obróbki zdjęć. Np. wraz z moim aparatem forma Canon dostarczyła mi płytkę ze znakomitym programem ArcSoft Photoimpression 5. Można nim korygować zdjęcie ręcznie lub półautomatycznie - system podpowiada kilka wariantów jasności i kontrastu, jego zdaniem najbardziej odpowiednich dla tego zdjęcia. Program pozwala też na regulację kolorów - patrz zrzut z ekranu niżej:
Trzeba więc teraz wybrać najlepszy wariant jasności, kontrastu i kolorów.
Istnieją też inne podobne programy, np. bardzo znany w niektórych kręgach PhotoShop oraz IrfanView (dopisek tłumacza: IrfanView jest do ściągnięcia bezpłatnie z netu). Ale to już kwestia smaku (i dostępności) u użytkownika. Jeśli chodzi o IrfanView to moim zdaniem jest to najprostszy program do łatwej zamiany plików obrazów w jpg. A jak to jest ważne mieć plik obrazu w jpg wie każdy kto choć raz próbował umieścić pliki graficzne w internecie, np na forum.
Ale jedźmy dalej. Teraz możemy np. zmienić kolor tła na którym jest moneta. Ponieważ tło jest nieostre, rozmyte, zmienia się jego barwę łatwą, automatyczną metodą "zalewania". Oczywiście wybieramy kolor tła miękki, nie agresywny, aby tło nie przytłaczało samej monety. No i zdjęcie awersu monety Marka Aureliusza gotowe, jego końcowa wersja wygląda tak:
Moim zdaniem efekt jest całkiem niezły. Dla prezentacji całego awersu całkowicie wystarczający. Ale co zrobić jeśli ma się ochotę na pokazanie drobnych szczegółów monety, np. struktury jej powierzchni, zadrapania lub pojedynczych liter napisu otokowego? Oczywiście powstaje tu bariera możliwości sprzętu - ograniczenie głębi ostrości w nastawieniu "makro" naszego aparatu. Nastawieniem zoomu nie da się tego uzyskać. Co więc zrobić?
Profesjonaliści podsuwają w takim przypadku radę aby dokupić do naszego obiektywu dodatkową nasadkę z soczewką, rozszerzającą możliwości optyczne aparatu. Ale nie dla wszystkich aparatów takie nasadki są przewidziane. Do mojego np. nie są.
Zastanówmy się co to takiego ta nasadka. To nic innego jak dodatkowy układ optyczny który - połączony z naszym obiektywem - zmienia jego minimalną głębię ostrości. Jeśli więc przed obiektywem umieścimy dodatkową soczewkę np. o 10-krotnym powiększeniu to spowodujemy 10-krotne zmniejszenie minimalnej odległości przy której aparat "wyostrzy".
To znaczy, że możemy zbliżyć obiektyw naszego aparatu do monety na odległość 1 cm i uzyskać 10-krotne powiększenie fotografowanego obiektu (patrz zdjęcie niżej):
A praktycznie to kładziemy naszą monetę na podstawce na parapecie okna, lupkę lub soczewkę trzymaną lewą ręką przykładamy z przodu do obiektywu a w prawej trzymamy aparat. Na zdjęciach niżej lewe zostało zrobione z lupą o 4-krotnym powiększeniu, prawe z lupą o powiększeniu 10-krotnym.
Obydwa zdjęcia zostały standardowo obrobione w programie graficznym. Jak widać efekty przechodzą wszelkie nasze oczekiwania. Na zdjęciach widać wszystkie najmniejsze szczegóły monety. Na prawym widoczna jest struktura metalu wokół oka Marka Aureliusza, widać grubą czarną patynę w głębokim reliefie.
Trzeba tu jednak dodać, że ta technika świetnie nadaje się do fotografowania szczegółów monety ale nie nadaje się do fotografowania całego awersu lub rewersu. No i wymaga wprawy, praktyki. Jeśli zaś chcemy (lub jest nam to potrzebne) to możemy pozwolić sobie na jeszcze większe powiększenie zdjęcia. Ostatnie prawe zdjęcie rejonu oka marka Aureliusza zostało powiększone przy użyciu standardowego "Programu do przeglądu zdjęć i faksów". Istotnym elementem tego programu jest technologia wygładzania pikseli. W ten sposób zdjęcie wydaje się bardziej "wygładzone" niż w rzeczywistości.
Autor : Dmitryj Anatoliewicz BRACUN
Tłumaczenie i adaptacja: © Wojciech Bogdański (wojtekb4)
PS. Serdeczne podziękowania dla użytkownika wojtekb4 za tłumaczenie, adaptację, oraz możliwość udostępnienia artykułu na mojej stronie.